piątek, 5 września 2014

6. Dziwne.

Uwaga, uwaga. Tak dla wyjaśnienia. Zmieniłam postać Hewy bo zdjęć z taką np.: Vitani jest więcej. Zmienię również niedługo postać na nagłówku, byście się nie mylili :) Mam nadzieję, że taka zmiana przypadnie wam do gustu. 

Minęło parę dni od przybycia na Lwią Ziemię. Hewa mogła poczuć się tam jak w domu, który w rzeczywistości nim był, bo teraz nie miała innego. Kopa nieco wydoroślał i potrafił już płynnie mówić oraz twórczo myśleć. Wszyscy byli z tego powodu szczęśliwi, ponieważ Simba i Nala wybrali Kopę na przyszłego Króla Lwiej Ziemi. Jednak ani Lee, ani Kion nie mieli o to pretensji do rodziców. Nie zależało im na władzy, lecz na czymś innym, czym była Hewa. Lwiczka starała się na razie nie być zbyt blisko obu lwiaków, lecz wiedziała, iż oboje coś do niej czują.
- Dzieciaki, wstawać, wstawać! Dzisiaj wybierzecie się na sawannę i poznacie nowych przyjaciół! - oznajmił Simba, szturchając po kolei każde z lwiątek. Gdy została mu tylko Hewa, lew zawahał się. Niby nie była jego córką, ale złoty postanowił jednak obudzić lwiczkę. Hewa spojrzała na Lee. Tak naprawdę to od początku była w nim zakochana, a do Kiona poczuła coś później.

 ~*~

Gdy Simba zaprowadził nas na sawannę, lwica z grzywką od razu poczuła się lepiej. Ten powiew wiatru, którego na innej ziemi nie doświadczysz. Te malownicze widoki, te galopujące bez żadnych trosk gazele...uwielbiała ten widok. Wtedy dotarło do niej, że czas na zabawę. Właściwie to już bardzo dawno się nie bawiła. Ostatnio wtedy, kiedy przebywała na Ndoto Arhdi. Nie, nie chciała o tym myśleć. Lwiczka uśmiechnęła się chytrze i powaliła Kiona na ziemię. Lewek, zaskoczony, spojrzał na nią  z wyrzutem. Lwica jednak nie ustępowała i czekała na ruch Kiona. 
Kion w scenach z Hewą (bez Kopy) będzie Kopą :D
- Bawimy się? Heh, czemu nie! - warknął Kion i lwiątka zaczęły się bawić. Tylko Lee stał z boku i przyglądał się zabawie tej dwójki. Nagle z zamyślenia wyrwał go piskliwy ryczek jakiegoś lwiątka. Odwrócił się za siebie i ujrzał 3 lwiątka. Dwie lwiczki i jednego samczyka. 
- Ja jestem Lee, a to jest Kion i Hewa. - rzekł, zapraszając Kiona i Hewę do siebie. 
- Ja jestem Chuck, a to jest Crystal i Dante. - powiedział, wskazując na najprawdopodobniej swoje siostry. Lwiczki ukłoniły się nisko, jakby chciały pokazać swoją godność. Kion spojrzał na Crystal oraz na Dante. Skądś je znał, chociaż nie do końca wiedział, skąd.
- Czy wy...pochodzicie z Księżycowej Ziemi? - zapytał, wbijając wzrok w twarze lwiczek. Nie poznał Chucka, najwidoczniej był przyjacielem lwiczek. Obie natychmiast się cofnęły.
- Crystal, Dante? Pamiętacie mnie przecież! To ja, Kion! - powiedział, machając coraz bardziej nerwowo ogonem. Chuck spojrzał na lewka z wyrzutem, ponieważ młode lwice coraz bardziej się cofały.
- Coś ty im zrobił? To moje najlepsze przyjaciółki i nie są z Księżycowej Ziemi! - warknął, niemalże zamierzając się do skoku na księcia. Lee wybałuszył oczy. Nie rozumiał, co się dzieje i delikatnie zasłonił brata. Hewa, ponieważ była najodważniejsza z całej trójki, podeszła do Chucka i spojrzała mu prosto w oczy, kątem oka lustrując wzrokiem dwie lwiczki.
- Nie masz prawa cokolwiek mu zrobić. Jest księciem! Lee też. A po za tym, te twoje psiapsiółki zachowują się nieco dziwnie, nie uważasz? Gadaj o co tu chodzi! - powiedziała i machnęła nerwowo ogonem. Nagle wszystko stanęło. Hewa ujrzała przed sobą ciemną, spustoszałą Lwią Ziemię. Z Lwiej Skały zostały już tylko małe kamyczki. Postanowiła rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazła. Łapy stawały się coraz bardziej sztywne, a kremowa stawała się coraz bielsza. Nagle dostała czymś w twarz. Jęknęła i skuliła się na ziemi. Podczołgała się do wody z bólem. Na jej czole widniał tajemniczy znak. Był to duży ptak w okręgu. Lwiczka zwymiotowała resztki jedzenia do wody, a jej oczy przybrały postać ciekłą aż w końcu wypłynęły i stały się częścią jeziorka. Sierść młodej stawała się stałą, obdrapaną kością aż w końcu pokruszyła się na kawałki i wchłonęła w ziemię. Jedynie serce lwiczki pozostało nieruszone. Do czasu, kiedy deszcz lunął. Był tak mocny, że serce pękło i tak jak reszta ciała - wchłonęło się do ziemi.
~*~

Obudziła się w teraźniejszym świecie. Bardzo bolała ją głowa. Wszystko wyglądało tak, jak zastała przed chwilą. Spojrzała na Kiona. Miał twarz z kamienia, a Chuka i lwiczek już nie było.
- Hewa...co ty zrobiłaś? Przed...przed chwilą rozszarpałaś ich na strzępy... - powiedział Lee, drżąc. Lwica powoli wstała na równe łapy i otrzepała się.
- Ja? Ja przed chwilą przeżyłam koszmar! Byłam na Lwiej Ziemi, ale była taka straszna! I wtedy, i wtedy...wszystko stało się tak szybko....umarłam śmiercią, wydaje mi się, najbrutalniejszą i to nie z winy nikogo fizycznego. I jescze...zobaczyłam taki dziwny znak.  Nie rozumiem, co tu się stało! - powiedziała, również drżąc. Kion przełknął ślinę.
- Ja też nie. Ale musimy wybrać się z tym do ojca... - powiedział - Ale ja naprawdę znałem te lwiczki. Mieszkały na Księżycowej Ziemi i były bardzo miłe, jednak wyczuwałem w nich, że coś jest nie tak...teraz to się mniej więcej objawiło.
Hewa i Lee unieśli brwi.
- Niby jak? - zapytała Hewa, podchodząc do złotego. Kion spuścił łeb i narysował na ziemi dużego ptaka w okręgu. 
- Ten znak widziałaś? - zapytał, a kiedy Hewa pokiwała z zaskoczeniem głową, kontynuował - Otóż znak ten jest znakiem szatana. 
______________________________________________________________________________
Przepraszam, post pojawił się z opóźnieniem, ale rozumiecie - koniec wakacji oznacza koniec czasu, niestety. Jak wam się podobał? Wprowadziłam sceny mające na celu być jednymi z kluczowych punktów w tej historii. I, jak pewnie zauważyliście - nie ostrzegałam przed brutalnymi scenami. Uznałam, że to byłoby bez sensu, ponieważ już znacząca większość rozdziałów będzie zawierała sceny brutalne. Naprawdę przepraszam, jeżeli ktoś nie daj Boże przestraszył się tych scen, ale mam nadzieję, że to zrozumiecie. To już by było na tyle. Proszę, abyście byli (nie)grzeczni w nowym roku szkolnym ^^ Pa, pa ^^

sobota, 16 sierpnia 2014

5. Zira

Delikatny szmer suchej trawy towarzyszył lwom przez całą drogę. Delikatne, ale wyraźne miauknięcia Kopy stały się już zwyczajem. Potężny lew o złocistej sierści potrząsnął swoją bujną grzywą, po czym przystanął, oczekując na pozostałych. Widząc wykończonego Kopę leżącego na grzbiecie matki, westchnął. Na początku nie lubił swego syna, ale z czasem zaczynał mu się podobać. Ponieważ było to jego trzecie dziecko, lew rozumiał, że może żywić już trochę niechęci do podejmowania opieki nad nowym życiem, ale mimo to starał się być dobrym ojcem.
- Simba, musimy zrobić postój. Lee i Kion potrzebują wody i są wykończeni tak samo jak ja i Kopa. Niedaleko jest wodopój. Wydaje mi się, że za tymi drzewami - lwica wskazała łapą źródełko wody za kilkoma akacjami. Lew skinął głową i wziął najmniejszego syna na swój grzbiet, chcąc ulżyć żonie. Lee i Kion natychmiast podbiegli do wody, zachęcając matkę do tego samego. Simba ułożył się pod akacjami i uśmiechnął się do Kopy, który właśnie się obudził. Jednak widząc, jak lewek zaczyna piszczeć, znowu poczuł niechęć. 
- Już dobrze, już dobrze, synu. Za chwilę mamusia da ci jedzenie... - szepnął, gładząc synka po grzbiecie. Lwiątko wyrosło już trochę od rozpoczęcia wędrówki, potrafiło już w miarę dobrze wypowiadać poszczególne słowa i sprawnie poruszać się bez pomocy rodziców. Nie był jednak gotowy do samodzielnego życia, bo gdyby został sam na sam z naturą, na pewno prędko by poległ. Gdy lwy wróciły znad wodopoju, Nala nakarmiła synka, a Simba upolował drobną zebrę po czym poszedł po swoją porcję wody. Niebawem wszyscy byli już gotowi do dalszej wędrówki. Cała rodzina, do której powoli zaczynało się zaliczać również Hewę, nie mogła się doczekać, kiedy znów zobaczy swój dom.
*
Lwica z blizną na grzbiecie zrobioną w czasach młodości zwana Zirą (Ten pasek na grzbiecie to według tej historii blizna) maszerowała przez bujne i piękne tereny Lwiej Ziemi. Pyszniła się widokiem hasających po sawannie zeber, antylop, słoni, nosorożców i innych zwierząt oraz delikatnym wiaterkiem bujającym wysokie trawy. Szara nigdy nie czuła się tak dobrze. Weszła do jaskini królewskiej, która niegdyś zamieszkiwana była przez jej największego wroga - Simbę. Nienawidziła go nie tylko dlatego, iż zabił jej ukochanego, ale również za to, że kiedyś jako lwiątka kochali się. Chodzili ze sobą, byli po prostu nierozłączni. Do czasu, kiedy Simba pokochał Nalę i Zirę zostawił jak szmatę na lodzie, a na pamiątkę zostawił jej tą paskudną bliznę. Lwica pokręciła głową z niesmakiem. Pragnienie zemsty było tak silne, a jednak uczucie do tego lwa przetrwało i Zira czasami wciąż zapominała, że chce uśmiercić króla Lwiej Ziemi.
- Zira! Widzę ich! Widzę ich! - szara usłyszała przeraźliwy krzyk jednej z jej zwiadowczych lwic. Natychmiast podbiegła na czubek Lwiej Skały i potwierdziła ten fakt. Na horyzoncie widać było Simbę, Nalę oraz niewielkie plamki znaczące Lee, Hewę, Kiona i Kopę. Zira zaczęła rzucać przekleństwa jedno za drugim, chcąc wyrazić siłę tego, jak się wtedy czuła. Jednak postanowiła działać. Szybko zeszła ze skały i zaczęła biec w stronę lwów. Simba, widząc starą znajomą natychmiast ryknął i kazał pozostałym cofnąć się do tyłu, za niego.
- Czego chcesz od mojej rodziny? To moja ziemia, nie twoja! - ryknął ogłuszająco. Jednak lwicy to nie ruszyło. Zaciekawiła ją tylko Hewa, ulokowana nieco z boku.
- A kimże jest ta słodka dziewczynka? Twoja córka? - zapytała. Simba potrząsnął głową, chcąc być szczerzy w stosunku do lwicy. Zira uniosła brwi.
- To, że jestem na ciebie zła, nie oznacza, że jestem zła na twoich bliskich. O nie, nie myśl tak. Ja ciebie chcę zabić, do nich nic nie mam. Nala to moja dobra przyjaciółka, przynajmniej tak mi się wydaje. A ty się tak odreagowujesz. - powiedziała z uśmieszkiem na twarzy. Jednak również była szczera, chodziło jej tylko o Simbę. Nagle Hewa zaczęła rozumieć, o co chodzi i wyszła przed Simbę, wprost pod łapy Ziry. Lwica cofnęła się lekko, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego.
- Wiem, że chcesz skrzywdzić Simbę. I...i wiem coś więcej o tobie, niż powinnam. Chcesz pomścić swojego ukochanego i cię rozumiem. Ale czy nie możemy żyć w pokoju? Ja na prawdę, ja...ja nie chcę wojen! - wrzasnęła z płaczem. Ona też nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Jakby to nie była ona, jakby ktoś nią kierował i dodawał jej nowe możliwości i wiedzę. Lwica spojrzała na nią z odrobiną satysfakcji. Obie poczuły do siebie jakąś nić więzi, która je nawzajem do siebie przybliżała.
- Hewa, cofnij się proszę do tyłu. Nie chcemy mieć przez ciebie kłopotów. - warknął pchając lwiczkę za siebie. Ona bez oporu skierowała się w stronę reszty ze spuszczonym łbem. Zira pokiwała głową, po czym poszła do Lwiej Skały i zabrała ze sobą swoje stado. Nie powiedziała, dokąd idzie, ale pewnie tam, gdzie wcześniej wygnał ją Simba, czyli na tak zwaną Złą Ziemię. Simba był bardzo zdziwiony zachowaniem lwicy, ale nie protestował, wręcz całkowicie się do tego nie wtrącał. Jednak Hewa, widząc odchodzącą Zirę, poczuła ból. Zira tak samo, zaczęła tęsknić za Hewą. Simba jednak nadal był w niebezpieczeństwie, ta więź niczego nie zmieniała. Ale Zira i Hewa czuły się jak siostry.
Jak siostry...

czwartek, 24 lipca 2014

4. Kopa, syn Simby.

Wiatr i deszcz są moimi sprzymierzeńcami. Ciemność i śmierć to moi bracia. Czarna magia i psychopaci to moi najlepsi przyjaciele. Chaos i brud są przeze mnie kochani. Mój ojciec nie należy do żadnej z tych grup. 

- Naprawdę? Lee, ależ ty miałeś ciekawe życie! - rzekła Nala, mlaszcząc kilka razy językiem. Lee wzruszył ramionami. Tak dawno nie widział rodziców, że nie wiedział, jak się do nich odzywać. Simba uśmiechnął się i pogłaskał syna po łbie.
- Mój syn! Zuch! - wykrzyknął, niemal się śmiejąc. Czekoladowy machnął nerwowo ogonem. Gdy napotkał rozczarowane spojrzenie ojca, niemal niezauważalnie odwzajemnił uśmiech. Hewa chrząknęła.
- Gdzie jest Kopa? - zapytała z niepokojem. Nigdy nie myślała, że będzie się tak martwić o obce lwiątko. Ale w tym malcu było coś takiego, za czym Hewa po prostu musiała pójść. Simba i Nala wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Kion się nim opiekuje, spokojnie! - powiedział. Lwiczka jednak wyczuła, że król Lwiej Ziemi powiedział to z dystansem do ciemnej i dosyć agresywnie. Lee pokiwał głową na znak potwierdzenia słów Simby. Hewa musiała się zgodzić z Lee. Zawsze się z nim zgadzała, to jej najlepszy przyjaciel. Nagle usłyszała trzask i krzyk. Natychmiast pobiegła w głąb jaskini, rozglądając się za źródłem dźwięku. Ujrzała Kiona trzymającego braciszka. Obok nich leżały szczątki jakiegoś lwa. Kion miał oczy pełne przerażenia. Widząc Hewę, nieco rozluźnił uścisk na tułowiu brata. Lwiczka uśmiechnęła się.
- Nie bój się, to tylko jakiś stary szkielet... - rzekła, składając na jedną kupkę szczątki. Lew jednak nadal bał się, co ten szkielet może mu zrobić. Ciemna zaśmiała się, po czym delikatnie pogładziła Kopę po pyszczku. Maleństwo spojrzało na nią na zaledwie chwilę, a potem zamknęła oczy i już słodko spało. Kion spojrzał na Hewę z wyrzutem.
- Ah tak, przestraszyłem się? - powiedział i lekko pchnął koleżankę. Ciemna uśmiechnęła się.
- Dobrze, dosyć tego dobrego. Spać!  Jutro z rana musimy wyruszać na Lwią Ziemię, w końcu minął już tydzień i na pewno przynajmniej niektóre zwierzęta wróciły. - powiedział Simba, wskazując łapą legowiska lwiątek.
*
- Hofu! Hofu! H o f u !!! Wszystko gra? - nad łbem króla zatrzeszczał gorzki, ale znajomy mu głos. Lew uniósł delikatnie głowę, po czym z powrotem ją upuścił, kuląc się z bólu.
- Potwornie boli mnie głowa...ah...Percy! Przynieś mi proszę wody. - jęknął. Chudy lew natychmiast oblał lwa letnią wodą. Hofu kaszlnął.
- Dziękuję ci...co się tu stało? - zapytał, wskazując rozszarpane legowisko Hewy. Percy chrząknął i przełknął ślinę.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale...miałeś jakiś atak. Chyba. To znaczy...po prostu przybiegłeś tu, rozszarpałeś legowisko twojej córki i użyłeś niecenzuralnego słownictwa. To wszystko. - rzekł, siadając koło władcy. Ten jednak odepchnął go lekko, chcąc podnieść się na równe nogi.
- Naprawdę? No tak...znowu to samo. Dobrze, że ty przy tym nic tobie nie zrobiłem... - powiedział, mrużąc oczy. Chudy prychnął.
- Ale...to było to samo co...wtedy, prawda? - szepnął z niepokojem w głosie. Na znak potwierdzenia Hofu kiwnął głową, a potem skierował się w stronę sawanny. Na środku swej ziemi dostrzegł zrozpaczoną grupkę lwic i lwów, wysłanych wcześniej na poszukiwania.
- I co? Macie ją? - zapytał, zaniepokojony. Ku swojemu zaskoczeniu, lwice pokiwały głową.
- Owszem. To znaczy...mamy jej trop. Vux znalazł ślady jej łap. Prowadziły mniej więcej w....tamtą stronę. Problem jest jednak taki, że od pewnego momentu ślady się kończą, a zostaje ogromne bagno, rozciągające się...
- Nie obchodzi mnie, na jaką szerokość się rozciąga i jaką ma głębokość! Nie obchodzi mnie również to, że będziecie po tym potwornie brudni! Macie ją znaleźć! - powiedział, a zaraz potem jego głos się załamał i władca wybuchł gorzkim płaczem. Percy poklepał go po ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze, stary. Hewa się znajdzie...Vux, Cyryl, Athena! Macie natychmiast iść ją szukać! No już! Biegiem! - krzyknął, poganiając stadko w stronę miejsca znalezienia śladów.
- Percy ja...boję się, że kiedy będzie ze mną Hewa, znowu dostanę ataku...A mogła mieć takie piękne życie! Wśród swojego stada, najbliższych! Wszystko przez ten atak! Wszystko! Zabiłem ich! A jeżeli kolejny atak pojawił się teraz....to znaczy, że będą pojawiać się jeszcze częściej! Musisz mnie zamknąć, bo niedługo i ciebie zamorduję! - krzyknął, zniżając się do poziomu ziemi i niemiłosiernie szlochając. Percy skrzywił się.
- A no, może być. - rzekł, klepiąc przyjaciela po plecach.
*
Jest mniejszy :P
Wiatr wiał z ogromną prędkością. Niektóre drzewa były bliskie przewalenia, jednak ostatecznie nic się nie stało. Na sawannie nie było nikogo. Oprócz Hewy. Lwiczka biegła przez wiatr, mrużąc oczy. Bardzo chciało jej się pić, ale musiała uratować Kopę. Gdyby Simba i Nala nie pozwolili mu iść się bawić, na pewno byłby teraz z nimi, w ciepłej jaskini.
- Hewa! To ty! Zabies mne do domu.... - lwiczka usłyszała jęk. Natychmiast skierowała się w stronę lwiątka.
- Kopa...chodź, wskakuj na mój grzbiet, nie bój się, nie spadniesz. Zabiorę cię do rodziców, nie martw się... - powiedziała, a zaraz potem już była w jaskini królewskiej. Ponieważ zaczął kropić deszcz, po bezpiecznym postawieniu księcia na ziemię, otrzepała się z kropli deszczu. Kopa podszedł do Simby, po czym otarł się o jego łapę. Król prychnął, nieco cofając łapę.
- Czemu nie wróciłeś do domu? Czy ty jesteś niepoważny? - zapytał z nienawiścią w głosie. Hewa zaśmiała się, chociaż tak naprawdę nie chciała tego robić.
- Przecież Kopa nie zna jeszcze drogi do domu! Po za tym bał się! I ja musiałam go stamtąd wyciągać! Bogu dziękuj, że nic mu się nie stało! - krzyknęła, patrząc z wyrzutem na złotego. Jednak napotykając wrogie spojrzenie Nali, położyła lekko uszy do tyłu. Simba chrząknął.
- Tak, bardzo ci dziękujemy, że go...em...uratowałaś - powiedział, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Hewa wzruszyła ramionami, a następnie podeszła do Lee i Kiona. Oboje byli nieco zawstydzeni. Ciemna uśmiechnęła się.
- Spokojnie, nic mu się nie stało. Ale mogło... - rzekła, właściwie nie wiedząc, dlaczego. Kion w zamyśleniu pokiwał głową, po czym zawołał Kopę. Książę przybiegł szybko na swych krótkich łapkach i uśmiechnął się lekko. Lee poczochrał malca po grzywce.
- Chcesz się z nami bawić w berka? - zapytał nagle Lee. Kopa bez wahania pokiwał głową, a w następnej chwili każde z lwiątek biegało po całej jaskini, śmiejąc się na całego. Widząc to, Simba zmarszczył nos. Nie był zadowolony z tego, że dzieci zaprosiły go do zabawy. Wiedział jednak, że wszyscy mają z tego frajdę, więc w ostatniej chwili zwolnił. Nala wtuliła się w gęstą grzywę męża i zaczęła szeptać do niego słodkie słówka. Król odwzajemnił uczucie, liżąc partnerkę po szyi. Oboje nie wiedzieli, że wkrótce całe życie wywróci im się do góry nogami...
**************
- Rozdział krótki i nie wnoszący niczego nowego, ale to tylko taki mały wstęp do kolejnego rozdziału.
- Jill, prosiłaś mnie o to, bym zrobiła zakładkę ,,Bohaterowie''. Jest w budowie, ale niestety, pojawi się ona nieprędko :[
- Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, bo będę miała luz, żeby go napisać.

czwartek, 17 lipca 2014

3.Kim jesteś naprawdę? cz.2(ostatnia)

- Jak myślisz? - No nie wiem. - Zastanów się. - Sobą?

Hewa jęknęła z zachwytu, widząc mysz. Przez parę dni razem z Balto wędrowali bez jedzenia. Wodę mieli, bo zostało wiele kałuż po ulewie sprzed kilku dni. Balto zastrzygł uszami. Kiedy zorientował się, o co chodzi przyjaciółce, natychmiast skoczył na zwierzę. Dosyć długo próbował je złapać, ponieważ raz mysz uciekała pod ramieniem lewka, a raz po prostu pod łapą. W końcu jednak Hewa ujrzała Balto z ofiarą w pysku. Czekoladowy parsknął.
- Mysz...chociaż to. Wolałbym gnu - powiedział, dzieląc na pół zwierzątko. Po chwili jednak zatrzymał się i dał całą mysz ciemnej.
- Zjedz, proszę. Ja jestem silniejszy i mam odporniejszy organizm, wytrzymam. Tobie będzie to potrzebne. - powiedział z głębokim westchnięciem. Hewa wyczuła, że lewek tak naprawdę chętnie zjadłby mysz, ale jęki zmysłów wygrały. Księżniczka w ułamek sekundy z zimną krwią połknęła mysz. Balto pokiwał głową z uśmiechem i ruszyli dalej.
- Wiesz, chciałem cię o coś zapytać. Wcześniej nie miałem okazji bo bla,bla,bla... No więc. Czy kiedyś miałaś kogoś takiego, kogo kochałaś jak nikogo innego i z a w s z e  mogłaś na nim polegać? - zapytał, podwijając ogon. Lwiczka spojrzała z obojętnym wyrazem twarzy na przyjaciela. Nie spodziewała się takiego pytania, no ale trudno.
- Wydaje mi się, że tak. To był ojciec. Zawsze był taki kochany, zawsze szybko rozwiązywał moje kompleksy... - powiedziała z uśmiechem. Potem jednak nieco posmutniała, przypominając sobie, że nie może teraz pobiec do domu i uściskać go mówiąc, że jest cudowny.
- Mhm. Jakie to uczucie? Co wtedy czujesz, gdy o nim myślisz? Serce ci staje, relaksujesz się? - zapytał z pewnością siebie widoczną w sposobie mówienia. Hewa skrzywiła się.
- Nie do końca. Ale z tego co wiem, to są ,,objawy'' zakochania. - rzekła, niemal szepcząc. Lwiątko pokiwało głową, a potem, aż do znalezienia innej zdobyczy - tym razem był to królik.
*
Uwaga. Ten fragment zawiera nieocenzurowane słowa.
- Nie mogę jej znaleźć! Szukałem wszędzie, nawet przeszukałem sąsiednie ziemie. ALE NIGDZIE JEJ NIE MA!!!! - lew ryknął ogłuszająco. Wojsko parsknęło.
- Nie wiemy! Nie wiemy, gdzie ona jest! - odpowiedzieli jednym tonem. Hofu nabawił sobie niezwykle widocznych naczynek w oku, po czym skoczył na jednego poddanego.
- Macie ją znaleźć...szukajcie bez przerwy, dopóki jej nie znajdziecie. Rozumiesz do cholery?! - warknął, wysuwając pazury. Jednak ani jeden lew nie protestował, więc król wyprowadził wojsko na sawannę i puścił wolno, by rozpoczęli poszukiwania. Sam zaczął się kręcić w kółko, nie wiedząc, co ma począć. Nagle jego sierść zjeżyła się. Ryknął i popędził w stronę groty królewskiej. Poszedł do legowiska Hewy i podarł je(liście) na najdrobniejsze kawałki. Podarł również maskotkę podarowaną przez medyka i znowu zaryczał.
- Gdzie poszłaś, cholero?! Gdzie poszłaś! Przez ciebie mogę stracić bogactwo i władzę? Słyszysz? DO CHOLERY, przez ciebie stracę władzę! A spierdalaj, po co cię stamtąd wywlekałem? Mogłem cię rozpieprzyć, jak twoich rodziców! - krzyknął i upadł na podłogę, kuląc się. Oczy miał niczym szklane. Przez chwilę patrzył się z irytacją na resztki legowiska przybranej córki, po czym usnął.
*
 - Hewa... - zaczął Balto, ale lwiczka nie dała mu dokończyć, kładąc łapę na jego pysku. Lewek spojrzał na nią pytająco, ale zrozumiał. Coś szmerało za krzakami. Stanęli jak wryci, nasłuchując. Nagle zza krzaków wyskoczyło lwiątko. Było niewiele mniejsze od dwójki przyjaciół i przyglądało im się z uwagą.
- Lee? To ty, Lee! To ty! Bracie! - wykrzyknął lewek, rzucając się na szyję Balto. Ciemny cofnął się lekko, unikając przerażonego spojrzenia Hewy. Lwiątko widząc, że nie otrzymuje od Balto reakcji, zwolnił uścisk i posmutniał.
- Lee, wiem, że to ty...tak dawno cię nie widziałem...To ja, Kion... - szepnął lewek, szczerząc zęby w uśmiechu. Balto wybałuszył oczy.
- Kion! Kion, to ty! Braciszku, myślałem, że już cię nigdy więcej nie zobaczę... - powiedział, wtulając się w sierść brata. Hewa machnęła nerwowo ogonem, zdezorientowana. Balto to tak naprawdę Lee? I jeszcze ma jakiegoś swojego brata, Kiona? To jest nie po kolei. Ciemny, widząc zdziwienie przyjaciółki uśmiechnął się.
- Hewo, przedstawiam ci Kiona. Mojego brata...no....później ci to wszystko wytłumaczę...
- Ale Balto!
- Balto? - zapytał Kion, kładąc uszy - Lee, ty zmieniłeś imię? Dlaczego? Mam tyle pytań, ale nie wiem, czy teraz będzie stosownie je tobie zadać...Ekhem, miło mi.
Lewek wyciągnął łapę na powitanie do Hewy, a ta ,,przyjęła'' przywitanie i uśmiechnęła się.
- No dobrze, ja też mam parę pytań. Może usiądziemy gdzieś, jestem wykończona - powiedziała, siadając na pobliskim kamieniu.
- Hah, ja też mam pytanie do ciebie, bracie - powiedział Balto, układając się koło Hewy. Kion uśmiechnął się.
- No dobrze. To ja zacznę. Jakie ty miałeś życie...no wiesz, wtedy, kiedy uciekłeś? Miałeś jakąś rodzinę czy coś? - zapytał Kion.
- No jasne. Miałem ojca, matkę i...siostrę. Która nie żyje, ojciec ją zabił. A matka była w porządku, ale dała się manipulować ojcu. A Hewa to księżniczka na tamtej ziemi i moja przyjaciółka. To znaczy...była księżniczka. Uciekliśmy po śmierci siostry. A jak tam ci się wiedzie? - zapytał.
- Wiesz...ojciec i mama bardzo za tobą tęsknią. Ja będę królem, bo oni myślą, że nie żyjesz. A i jeszcze. Ma nam się urodzić brat. Fajnie, co nie? - powiedział, wypinając dumnie pierś. Balto kiwnął głową.
- Balto...to znaczy Lee i Kion. Skąd tak naprawdę pochodzicie? Jak w ogóle... - zapytała, oddychając ciężko. Była w dużym szoku. W końcu nie na co dzień dowiadujesz się, że twój przyjaciel jest tak naprawdę kimś innym i cały czas ją okłamywał.
- Hewa, ja nie chciałem ci o tym mówić...pomyślałem, że uznasz mnie za dziwaka i ze mną nie uciekniesz...a chciałem tego - powiedział, ale jego pałkę przejął Kion.
- Posłuchaj. Oboje pochodzimy z Lwiej Ziemi, naszymi rodzicami są Simba i Nala. Emm...Balto tak naprawdę nazywa się Lee i jest moim bratem, oczywiście. Nie jesteśmy na Lwiej Ziemi, bo ja...uciekłem. Tęskniłem za tobą, akurat o tobie myślałem, braciszku - powiedział i położył łapę na ramieniu Lee. Ten uśmiechnął się.
- No dobrze. Skoro już wiemy o wszystkim to może...pójdziemy na Lwią Ziemię? - zapytał z nadzieją w głosie. Kion długo trzymał lwiątka w napięciu, ale potem wykrzyknął odpowiedź twierdzącą. Cała trójka pognała na tereny Lwiej Ziemi, ale...zastali tam świeżo palące się drzewa i pękniętą Lwią Skałę. Z jaskiń uciekały lwy, reszta najprawdopodobniej zginęła. Kion jęknął.
- Co tu się stało, do diaska... - powiedział, sprawdzając wszystkie jaskinie. Zastał w nich tylko martwe lwy. Nagle oświeciło go i razem z Hewą i Lee pognali do jaskini królewskiej. To co zobaczyli, ścisnęło im serca. Nala i Simba leżeli obok siebie, kaszląc i jęcząc.Obok pary leżało małe, złote lwiątko.  Kion i Lee podbiegli do rodziców.
- Mamo, tato! To ja, Kion i Lee! - wykrzyknęli. Simba uniósł łeb z niedowierzaniem.
- Moje dzieci...Nala, spójrz. To Lee! Kion go znalazł! - wykrztusił, szturchając żonę. Ta otworzyła oczy, ale nie podniosła się.
- Och, Lee...ja nie mogę uwierzyć...skarbie, kocham cię...a to kto? - zapytała wskazując Hewę. Ale lwiątka nie odpowiedziały. Hewa już trzymała w pysku złote lwiątko.
- Mamo, tato! Co się stało! Musicie natychmiast wstać! - powiedział Lee. Simba spojrzał na Nalę i podniósł się.
- Widzicie, to nie takie proste. Wasza matka...jest bardzo słaba. Po porodzie o mało nie zginęła, a teraz jeszcze ten pożar... - rzekł, ale kiedy napotkał zirytowane spojrzenia synów, natychmiast wciągnął partnerkę na grzbiet i wybiegł z Lwiej Skały, co jakiś czas oglądając się, czy biegną za nim lwiątka. Hewa oczywiście dźwigała lwiątko, nie wiedząc, czyje ono jest. Jednak z tego, co usłyszała wywnioskowała, że jest to kolejny syn Simby i Nali. Kiedy dotarli w bezpieczniejsze miejsce, Simba położył Nalę na miękkim podłożu i polizał ją po grzbiecie.
- Wszystko w porządku, kochanie? - zapytał, uśmiechając się. Nala pokiwała głową, również wyginając usta w coś w rodzaju uśmiechu. Hewa chrząknęła. Simba natychmiast zwrócił ku niej łeb.
- Czyje to lwiątko? - zapytała z wyrzutem. Simba skrzywił się.
- Eh...nasze... - westchnął, zabierając złotego od lwiczki.
- Kopa? Czemu go zostawiłeś? - zapytał Kion, marszcząc brwi. Nala westchnęła.
- Cóż...widzisz. Kiedy Kopa się urodził, był bardzo słaby, praktycznie tak słaby jak ja. Rafiki powiedział, że prawdopodobnie nie przeżyje. Więc my z ojcem uznaliśmy, że trzymanie go to tylko kula u nogi i chcieliśmy go zostawić...ale zrozum, my nie mieliśmy nic złego na myśli! - wydukała, patrząc z zakłopotaniem na Simbę. Ten nie raczył zareagować, tylko cały czas lizał Nalę. Kion, Lee i Hewa parsknęli.
- Straszne. Biedny Kopa... - powiedziała Hewa, z uwagą przyglądając się lwiątku. Więc to, kim tak naprawdę jest Balto. Znaczy Lee.

piątek, 11 lipca 2014

2. Kim jesteś naprawdę? cz.1

Gdy myślisz, że kolejnego dnia umrzesz, umrzesz dzisiaj. Jeżeli natomiast myślisz, że dzisiaj umrzesz, umrzesz za dwadzieścia lat. A jeżeli wiesz, kim naprawdę jesteś, nie umrzesz ani jutro, ani dziś, ani za dwadzieścia lat. Nie umrzesz nigdy. 

Poranek na Ndoto Arhdi wydawał się być taki jak zwykle. Młode lwice wychodziły na polowanie, by nie zabrakło pożywienia królowi i jego córce. Zwierzęta niewielkimi grupkami wędrowały do wodopoju, a niektóre jeszcze wcześniej skubały trawę i liście. Tylko jeden element w tej nieskazitelnej historii nie był z tej układanki. Od rana można było słyszeć przeraźliwe krzyki lwiątek. Jeden cieńszy, drugi nieco grubszy. Nikt nie wiedział, skąd pochodzą te odgłosy i nikt nie chciał tego sprawdzić. Poza Hewą. Biegła ona niezgrabnie w stronę źródła dźwięku, by w końcu ujrzeć potężnego, przystojnego lwa o karmelowej maści. Lwiczka przełknęła ślinę. ,,Kto to? '', pomyślała. Lew, widząc przerażenie małej skinął łbem.
- Witaj, księżniczko. Jestem ojcem Balto... A teraz zmykaj. - powiedział z krzywym grymasem na twarzy, jakby widział wczorajsze spotkanie z lwiątkiem. Hewa cofnęła się o krok, ale nadal nie ustąpiła.
- A Balto? Co się mu stało? - jęknęła, oczekując szybkiej i konkretnej odpowiedzi. Nagle skoczył przed nią Hofu, szczerząc kły do lwa na przeciwko.
- Tato! Ja...
- Zamknij się! Natychmiast do jaskini! - ryknął, a gdy nie ujrzał reakcji przybranej córki, uderzył ją - NATYCHMIAST!
Hewa posłusznie opuściła łeb i skierowała się do jaskini. Zanim jednak zdążyła wdrapać się na skałę, wrzasnęła. U korzeni niewielkiego krzaczka leżało martwe lwiątko. Na szczęście nie przypominało one Balto, ale lwiczka krzyknęła tak głośno, na ile była w stanie. Natychmiast przybiegło do niej parę lwic-zwiadowców. Pokręciły z rozczarowaniem głowami, po czym jedna sprawdziła tętno lwiątku.
- Nie żyje - westchnęła, siadając z rezygnacją na wilgotną od porannego deszczu ziemię. Nagle usłyszała jęk. Dochodził zza baobabu. Natychmiast podbiegła tam, oczekując widoku winowajcy tej tragedii. Ale ujrzała Balto.
- Balto! Co ty tu robisz? Twój ojciec...on żyje... - powiedziała patrząc z niedowierzaniem na kolegę. Ten jednak machnął na nią łapą i warknął.
- Mój ojciec to potwór. On ją zabił...zabił Hel - wyszeptał, a po jego policzku stoczyła się łza z domieszką krwi. Hewa zacisnęła zęby.
- To była twoja siostra...Boże... - jęknęła. Nie uzyskała jednak reakcji. Oczy lwiątka przepełnione były nienawiścią i chęcią zemsty.
- Hewa...pomóż mi. Tylko tobie mogę zaufać.  Wszyscy wokół to debile i skończone dupki. Uciekniesz ze mną? Proszę... - rzekł, kuląc uszy. Hewa wybałuszyła oczy. Ona miała uciec? Z Balto? Dlaczego miałaby to robić? Miała tu cudowne życie, a Balto znała bardzo krótko. Może on jej ufał, ale ona mu nie. Po długich rozmyślaniach lwiczki Balto spuścił łeb.
- Czyli, że nie...No trudno. Sam sobie poradzę... - szepnął, odwracając się w stronę Ciemnych Ziem. Hewa chciała krzyknąć, ale Balto już biegł. Ciemna natychmiast ruszyła za nim w pogoń, wołając lwiątko. Ten jednak nie zwracał na nią uwagi,a tak naprawdę jego łzy unosiły się w powietrzu, jakby kropił deszcz. W końcu dotarli na Ciemne Ziemie. Tam Balto zatrzymał się i westchnął.
- Po co mnie gonisz? Przecież nie chcesz! - burknął, oczekując odpowiedzi. Hewa pokręciła głową.
- Nie...ja nie wiem...no...ja...mój tata...
- On też nie jest idealny. Wcześniej myślałem, że mój tata był dobry, ale kiedy wrócił...uwierz mi - westchnął, siadając. Hewa podeszła do lwiątka.
- Wiesz, jeżeli bardzo chcesz...mogę - szepnęła, mrużąc oczy. Balto z niedowierzaniem spojrzał na Hewę.
- Naprawdę? Naprawdę? Pójdziesz ze mną? Nie będę sam, nie będę sam! - wykrzyknął i uśmiechnął się.
- Dziękuję...
*
- Jesteś demonem. Nie zbliżaj się do mojej córki! - wykrzyknął Hofu, skacząc na Erevu.
- Twojej córki? Ona jest córką Mfalme i Angani! Zabiłeś ich! A skoro zabiłeś ich, powinieneś zabić też ich córkę. Nie zrobiłeś tego, dlatego ja muszę zrobić to za ciebie...Dziś rano prawie ją dopadłem. Niestety, okazało się, że zabiłem moją córkę... - zaśmiał się, zręcznie odpychając lwa od siebie.
- Nie waż się! Kocham ją, nie rozumiesz? - wrzasnął, niemal płacząc. Erevu zaśmiał się złowieszczo.
- Kochasz? Ty miłości w sobie nie masz. Mordujesz dla zabawy. I to mi się w tobie podobało. Ale ty nie zabijając małej zniszczyłeś moją lojalność. Zapłacisz za to jeszcze, skubańcu - powiedział, oddalając się w stronę swych ziem. Hofu westchnął. Naprawdę kochał Hewę, chociaż rzeczywiście nie wiedział dlaczego.
- Hewa! Skarbie! Hewo! - krzyknął, krążąc po sawannie. Gdy jednak nigdzie na znalazł przybranej córki, zaniepokoił się.
- Hewa! Słyszysz mnie? - wrzasnął, już biegając. Nigdzie nie mógł jej znaleźć. Znalazł tylko ślady jej łap. Kończyły się one jednak koło baobabu. Jednak oprócz jej śladów były również inne...

środa, 9 lipca 2014

1. Ndoto Arhdi.

Ból, który opisuje się w książkach nie jest taki jak ten. On jest wyjątkowy, bo zmieszany. Cierpisz zarazem z bólu fizycznego i psychicznego. Czułeś kiedyś coś takiego? Nie? Masz szczęście. I lepiej, żebyś czegoś takiego nie poczuł. Uwierz mi, mogą się stać dwie rzeczy: jedna tragiczna, druga jeszcze bardziej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Nie! - wrzasnął Mfalme. Hofu zatopił pazury w jego miękkiej sierści i zaśmiał się.
- Widzisz, przyjacielu. Mówiłem, że mam nad tobą przewagę? Nie słuchałeś mnie... - rzekł, delektując się widokiem sparaliżowanego znajomego. Czekoladowy przewrócił się na drugi bok, sycząc z bólu. Zastanawiał się, czy jest tak jak w opowieściach. Że umierającemu w jednej sekundzie całe życie miga przed oczami. Zanim zdążył się przekonać, na jego grzywę opadł łeb Angani. Nie był już taki jak przedtem - pokrywała go sadza, odchody, strupy i krew. Lwica spojrzała na Mfalme słabym wzrokiem.
- Kochanie...zajmij się maleństwem... - powiedziała, z trudem łapiąc oddech. Brązowy natychmiast poderwał się na łapy i przyciągnął partnerkę do siebie. Zanim jednak zdążył wyszeptać ,,Nie'' Hofu skoczył na lwicę i w ułamek sekundy rozszarpał ją. Król natychmiast rzucił się na przeciwnika, ale złoty był szybszy. Złapał słabe już ciało za kark i rzucił nim o ścianę. Minęło jeszcze dziesięć sekund od uderzenia. Następnie wyzionął ducha. Hofu zaśmiał się złowieszczo.
- Piąty dzień wojny, a ty już taki słaby byłeś? Nie spodziewałem się...teraz przynajmniej rzeź niewiniątek została zakończona - uśmiechnął się pod nosem i ryknął ogłuszająco. Lwy z jego stada natychmiast zebrały się pod skałą. Lew chrząknął.
- Zwycięstwo! - warknął. Poddani również odpowiedzieli mu rykiem.
- Teraz, według prastarego prawa, Moyo Arhdi należy teraz do Ndoto Arhdi. Należy do mnie. Będziecie mogli tu polować, w ostateczności mieszkać. Podoba się, kochani? - zapytał z chytrym uśmieszkiem na pysku. Ujrzał liczne skinięcia głowami. Uśmiechnął się z satysfakcją. Nagle usłyszał jęk. Zaniepokojony tym, że nie wytępił wszystkich mieszkańców wszedł do jaskini. Nie ujrzał żadnego lwa. Już chciał zawrócić, gdy w rogu ujrzał lwiątko. Prychnął.
- Jeszcze ty... - westchnął, wyciągnął pazury i...zatrzymał się. Nie wiedział potem dlaczego, ale złapał lwiątko za kark i posadził sobie na grzywie, po czym uśmiechnął się.
*
- Tato! - po równinach Ndoto Arhdi rozległ się na swój sposób delikatny krzyk młodej lwiczki. Hofu podszedł do ciemnej i uśmiechnął się.
- No co tam. - rzekł i usiadł obok przybranej córki. Hewa zaśmiała się i przytuliła do ojca.
- Są jeszcze jakieś lwiątka na sawannie...chciałabym się pobawić... - powiedziała z lekkim zniechęceniem. Złoty pokiwał z zamyśleniem głową.
- Jasne. Pełno. Możesz iść, jeśli chcesz - podniósł się z ziemi i polizał małą - Biegaj.
Brązowa natychmiast wyrwała się z objęć lwa i popędziła na sawannę. Nie miała pojęcia, że Hofu nie był jej prawdziwym ojcem.
Sneaky Kovu by KashimusPrime- Spadaj stąd! - Hewa usłyszała krzyk, a jej oczom ukazało się czekoladowe lwiątko o szmaragdowo-zielonych oczach. Uśmiechnęła się, robiąc krok ku młodemu samcowi. Ten jednak warknął ostrzegawczo.
- Powiedziałem coś? - syknął i machnął nerwowo ogonem. Lwica prychnęła.
- Taki jesteś przyjemny dla księżniczki? - powiedziała z zarozumiałością. Lewek jednak nie ustąpił i przybrał pozę do skoku. Hewa cofnęła się z niepokojem, samiec jednak wybuchnął śmiechem.
- Boisz się? Możemy się zabawić...ciekawe, jak u ciebie z samoobroną co? - powiedział i już miał skoczyć na księżniczkę, gdy sam został przygnieciony. Spojrzał do góry. Siedziała na nim jego dziewczyna, Huzuni*. Lewek ryknął żałośnie, po czym zrzucił młodą z grzbietu. Huzuni zaśmiała się kpiąco Gdy zauważyła Hewę, wyciągnęła pazury.
- Spadaj od mojego chłopaka, debilko. Balto, idziemy! - prychnęła i przysunęła się bliżej do lewka. Brązowa jednak zdążyła skoczyć między zakochanych i uśmiechnęła się.
- Próbuję nawiązać znajomość. Hewa jestem - wyciągnęła łapę do Huzuni, ale ta odtrąciła ją jednym ruchem ogona.
- Nie potrzebujemy...znajomych, jak to ujęłaś. Mamy siebie... - szepnęła i polizała Balto po pysku, ale ten odepchnął ją od siebie.
- Potrzebujemy... - rzekł i uśmiechnął się do księżniczki. Lwiczka odwzajemniła uśmiech.
- Świetnie. Ja muszę już iść - rzuciła Huzuni i skierowała się w stronę swojej jaskini. Balto uśmiechnął się na widok odchodzącej lwiczki.
- To jest twoja dziewczyna? - powiedziała Hewa i rzuciła lwiątku pytające spojrzenie. Balto skrzywił się.
- Nie do końca. Jesteśmy zaręczeni, ale to nie ma związku z...no wiesz. ,,Tym czymś''. - westchnął i usiadł na przypadkowej skałce. Ciemna uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Gdzie mieszkasz? - zapytała, chcąc szybko zmienić temat. Balto podniósł głowę i rozejrzał się po sawannie.
- Właściwie to...wszędzie. Nie mamy domu. Znaczy ja, moja siostra i mama. Tata nie żyje - burknął pod nosem i zmrużył oczy.
- Mhm. Ja mieszkam w Jaskini Królewskiej...to chyba wiesz, zresztą - rzekła, a jej usta wykrzywiły się w uśmiech. Nagle usłyszeli ryk.
- Ja...muszę iść...żegnaj, Hewo - powiedział Balto i popędził w stronę źródła ryku. Zanim Hewa zdążyła wyszeptać ,,Pa'', także musiała iść do domu. Lwiczka spuściła głowę i podeszła do Jaskini Królewskiej. Miała nadzieję, że jeszcze zobaczy Balto...
_________________________________________________________
• Rozdział wyszedł beznadziejnie. Nudny i taki ,,nieklimatyczny'', ale następne już będą ciekawsze ^^
• Podoba wam się wygląd bloga? Długo się nad nim męczyłam, zmieniałam to i tamto, aż w końcu uzyskałam ostateczny efekt.
• Dzięki za komentarze pod poprzednim postem. Szczerze - nie spodziewałam się, że aż tyle osób(jak na prolog, to jednak dużo...)go skomentuję. Dzięki wielkie oWo


niedziela, 6 lipca 2014

Prolog.

Życie w Moyo Arhdi* było spokojne i bezpieczne. Nikt nikomu nie robił krzywdy, wszyscy byli tam przyjaciółmi. Do czasu kiedy Mfalme* - król Moyo Arhdi przyjął pod swoje skrzydła lwa imieniem Hofu*. Był on bardzo przystojny, wszystkie lwicy chciały z nim być. On doskonale o tym wiedział i wykorzystywał to w sposób brutalny. Gdy przychodził czas pierwszego pocałunku, Hofu delikatnie muskał pysk lwicy po czym niezauważalnie wbijał sztylet w plecy. Tłumaczył się potem, że ktoś zabija mu partnerki, że ktoś chce jego nieszczęścia. Mfalme wierzył w te historyjki, bo był dobry i uważał, że każdy, kto stoi koło niego także jest dobry. Właściwie przyjaźnił się z Hofu. Razem spędzali wieczory, chodzili po sawannie i razem się śmiali. Nadszedł jednak czas, kiedy Hofu poprosił przyjaciela, by stawił się o północy w jego jaskini. Król przyszedł bez oporu, nie spodziewając się niczego wielkiego.
- Witaj, przyjacielu. Czemu mnie wezwałeś? - zapytał, lekko mrużąc oczy. Hofu uśmiechnął się przyjaźnie. 
- Cóż...widzisz, mój drogi. Jesteśmy ze sobą w prawie każdej sytuacji. A ja...ja muszę ci się do czegoś przyznać. Moyo Arhdi to nie mój jedyny dom. Nocą zjawiam się na mojej ziemi, którą ochrzciłem nazwą Ndoto Arhdi*. Także...może zawarlibyśmy sojusz? Jesteśmy przecież przyjaciółmi... - powiedział, uśmiechając się krzywo. Mfalme spojrzał na niego uważnie.
- Masz inne królestwo? I cały czas ukrywałeś to przede mną? - warknął. Hofu spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Musiałem znaleźć jakieś zakwaterowanie na pewien czas...moi puścili mnie z torbami - wyjąkał, po czym zamerdał nerwowo ogonem, krążąc wokół króla - No, ale skoro nie chcesz naszego sojuszu...możemy wypowiedzieć wojnę.
- Ale mówiłeś, że jesteśmy przyjaciółmi! Przyjaciele... - lew nie zdołał dokończyć, bo nagle z jego łapy polała się krew. Hofu trafił w tętnicę.
- Albo zgodzisz się na wojnę, albo pozwolę ci umrzeć. Przyjacielu. - uśmiechnął się chytrze, a gdy Mfalme pokiwał lekko głową, lew natychmiast przyłożył liść do rany.
- Do wesela się zagoi. W końcu nie masz żadnej partnerki, prawda? - rzekł, jeszcze mocniej przyciskając liść. Mfalme spojrzał z zawiścią na fałszywego przyjaciela i splunął krwią na łapy złotego. 
- Hm...czyli, że się zgadzasz. Dobrze, jutro przyprowadzę tu moją armię. Masz jeszcze niecałą dobę na wytrenowanie swoich psów! - rzucił, po czym zawiązał kawałkiem sznurka liść na łapie króla i odszedł w stronę swej ziemi. Mfalme ryknął ogłuszająco.
- Już chciałem mu powiedzieć, że znalazłem sobie żonę, ale nie, on okazał się wrogiem! Moim największym wrogiem!
- Kochanie!
Lew spojrzał w głąb jaskini. Leżała tam Angani*, jego partnerka. Podszedł do niej i uśmiechnął się z bólem.
- Trochę się skaleczyłem...o co chodzi, najdroższa? - spytał, siadając obok ukochanej. Ona uśmiechnęła się lekko, a następnie zaczęła z niepokojem drapać skałę.
- Widzisz, ja...nie wiem, jakby to...no...w ciąży jestem - szepnęła i oparła głowę na łapach, czekając na reakcję przyszłego męża. Mfalme uniósł kąciki ust do góry, tworząc na pysku coś w rodzaju nieśmiałego uśmiechu.
- Skarbie! Cóż to za cudowna nowina! Tak się cieszę! Kochanie! - krzyknął, niemal tańcząc z radości. Angani zaśmiała się.
- Myślę, że nasze maleństwo będzie bardzo energiczne. - zachichotała,  widząc skaczącego Mfalme.
- Ależ oczywiście! Hah! Będę ojcem, słyszeliście? Ojcem będę, Angani jest w ciąży! - ryknął na całą ziemię, wzbudzając zainteresowanie i zamieszanie wśród poddanych. Rozpoczęły się gratulacje i masa pytań. Mfalme nie zdawał sobie sprawy, że jego ryk usłyszał również Hofu, z którym następnego ranka miał stoczyć wojnę...
__________________________________________
Moyo Arhdi - Ziemia Serca
Mfalme - Król
Hofu - Strach
Ndoto Arhdi - Ziemia Snu
Angani - Niebo

• Hoy! Powracam do blogowania z nowym blogiem! I nickiem! I obrazkiem profilowym! :o Wcześniej byłam pod nickiem Daktylk_a oraz ♥Gaja♥. Mam nadzieję, że mnie pamiętacie ^^
• Następny rozdział powinien pojawić się za 3 dni, jeżeli mi się uda :)
• Nie mam jeszcze spamownika, dlatego adresy swoich blogów możecie zostawiać w komentarzach. Chętnie je odwiedzę <3