Gdy myślisz, że kolejnego dnia umrzesz, umrzesz dzisiaj. Jeżeli natomiast myślisz, że dzisiaj umrzesz, umrzesz za dwadzieścia lat. A jeżeli wiesz, kim naprawdę jesteś, nie umrzesz ani jutro, ani dziś, ani za dwadzieścia lat. Nie umrzesz nigdy.
Poranek na Ndoto Arhdi wydawał się być taki jak zwykle. Młode lwice wychodziły na polowanie, by nie zabrakło pożywienia królowi i jego córce. Zwierzęta niewielkimi grupkami wędrowały do wodopoju, a niektóre jeszcze wcześniej skubały trawę i liście. Tylko jeden element w tej nieskazitelnej historii nie był z tej układanki. Od rana można było słyszeć przeraźliwe krzyki lwiątek. Jeden cieńszy, drugi nieco grubszy. Nikt nie wiedział, skąd pochodzą te odgłosy i nikt nie chciał tego sprawdzić. Poza Hewą. Biegła ona niezgrabnie w stronę źródła dźwięku, by w końcu ujrzeć potężnego, przystojnego lwa o karmelowej maści. Lwiczka przełknęła ślinę. ,,Kto to? '', pomyślała. Lew, widząc przerażenie małej skinął łbem.
- Witaj, księżniczko. Jestem ojcem Balto... A teraz zmykaj. - powiedział z krzywym grymasem na twarzy, jakby widział wczorajsze spotkanie z lwiątkiem. Hewa cofnęła się o krok, ale nadal nie ustąpiła.
- A Balto? Co się mu stało? - jęknęła, oczekując szybkiej i konkretnej odpowiedzi. Nagle skoczył przed nią Hofu, szczerząc kły do lwa na przeciwko.
- Tato! Ja...
- Zamknij się! Natychmiast do jaskini! - ryknął, a gdy nie ujrzał reakcji przybranej córki, uderzył ją - NATYCHMIAST!
Hewa posłusznie opuściła łeb i skierowała się do jaskini. Zanim jednak zdążyła wdrapać się na skałę, wrzasnęła. U korzeni niewielkiego krzaczka leżało martwe lwiątko. Na szczęście nie przypominało one Balto, ale lwiczka krzyknęła tak głośno, na ile była w stanie. Natychmiast przybiegło do niej parę lwic-zwiadowców. Pokręciły z rozczarowaniem głowami, po czym jedna sprawdziła tętno lwiątku.
- Nie żyje - westchnęła, siadając z rezygnacją na wilgotną od porannego deszczu ziemię. Nagle usłyszała jęk. Dochodził zza baobabu. Natychmiast podbiegła tam, oczekując widoku winowajcy tej tragedii. Ale ujrzała Balto.
- Balto! Co ty tu robisz? Twój ojciec...on żyje... - powiedziała patrząc z niedowierzaniem na kolegę. Ten jednak machnął na nią łapą i warknął.
- Mój ojciec to potwór. On ją zabił...zabił Hel - wyszeptał, a po jego policzku stoczyła się łza z domieszką krwi. Hewa zacisnęła zęby.
- To była twoja siostra...Boże... - jęknęła. Nie uzyskała jednak reakcji. Oczy lwiątka przepełnione były nienawiścią i chęcią zemsty.
- Hewa...pomóż mi. Tylko tobie mogę zaufać. Wszyscy wokół to debile i skończone dupki. Uciekniesz ze mną? Proszę... - rzekł, kuląc uszy. Hewa wybałuszyła oczy. Ona miała uciec? Z Balto? Dlaczego miałaby to robić? Miała tu cudowne życie, a Balto znała bardzo krótko. Może on jej ufał, ale ona mu nie. Po długich rozmyślaniach lwiczki Balto spuścił łeb.
- Czyli, że nie...No trudno. Sam sobie poradzę... - szepnął, odwracając się w stronę Ciemnych Ziem. Hewa chciała krzyknąć, ale Balto już biegł. Ciemna natychmiast ruszyła za nim w pogoń, wołając lwiątko. Ten jednak nie zwracał na nią uwagi,a tak naprawdę jego łzy unosiły się w powietrzu, jakby kropił deszcz. W końcu dotarli na Ciemne Ziemie. Tam Balto zatrzymał się i westchnął.
- Po co mnie gonisz? Przecież nie chcesz! - burknął, oczekując odpowiedzi. Hewa pokręciła głową.
- Nie...ja nie wiem...no...ja...mój tata...
- On też nie jest idealny. Wcześniej myślałem, że mój tata był dobry, ale kiedy wrócił...uwierz mi - westchnął, siadając. Hewa podeszła do lwiątka.
- Wiesz, jeżeli bardzo chcesz...mogę - szepnęła, mrużąc oczy. Balto z niedowierzaniem spojrzał na Hewę.
- Naprawdę? Naprawdę? Pójdziesz ze mną? Nie będę sam, nie będę sam! - wykrzyknął i uśmiechnął się.
- Dziękuję...
*
- Jesteś demonem. Nie zbliżaj się do mojej córki! - wykrzyknął Hofu, skacząc na Erevu.
- Twojej córki? Ona jest córką Mfalme i Angani! Zabiłeś ich! A skoro zabiłeś ich, powinieneś zabić też ich córkę. Nie zrobiłeś tego, dlatego ja muszę zrobić to za ciebie...Dziś rano prawie ją dopadłem. Niestety, okazało się, że zabiłem moją córkę... - zaśmiał się, zręcznie odpychając lwa od siebie.
- Nie waż się! Kocham ją, nie rozumiesz? - wrzasnął, niemal płacząc. Erevu zaśmiał się złowieszczo.
- Kochasz? Ty miłości w sobie nie masz. Mordujesz dla zabawy. I to mi się w tobie podobało. Ale ty nie zabijając małej zniszczyłeś moją lojalność. Zapłacisz za to jeszcze, skubańcu - powiedział, oddalając się w stronę swych ziem. Hofu westchnął. Naprawdę kochał Hewę, chociaż rzeczywiście nie wiedział dlaczego.
- Hewa! Skarbie! Hewo! - krzyknął, krążąc po sawannie. Gdy jednak nigdzie na znalazł przybranej córki, zaniepokoił się.
- Hewa! Słyszysz mnie? - wrzasnął, już biegając. Nigdzie nie mógł jej znaleźć. Znalazł tylko ślady jej łap. Kończyły się one jednak koło baobabu. Jednak oprócz jej śladów były również inne...
Jak zwykle cudowna notka.Kto by pomyślał,że Hofu aż tak zżył się z nieswoją córką..
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ucieczka to dobry pomysł ^^.Ciekawe jak to się wszystko skończy...Czy Hofu ją odnajdzie..a może nie?
Tyle pytań,a odpowiedzi brak..
Czekam na więcej <3 !
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru c:
Hasira (Kartyna)
Bardzo fajny wpis. Mimo wszystko. Hofu chyba ma jakieś uczucia.
OdpowiedzUsuńJednak cieszę się, że Hewa uciekła razem z Balto.
Czekam na dalsze rozdziały. Pozdrawiam! :)
Biedny Hofu musi jak najszybciej odnaleść Hewę.
OdpowiedzUsuńWspaniała notka :) Cieszę się że Hofu martwi się o Hewę. Jestem strasznie ciekawa co się dalej wydarzy :) A tak przy okazji. Może chcesz dołączyć do stada? http://lwie-stado-opowiesci.blogspot.com Serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~~
Wspaniała notka, nie mogę się doczekać kolejnych części! Pozdrawiam i życzę duuuużo weny! ;3
OdpowiedzUsuń